niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 4

Siemka! Jak co dwa tygodnie pojawia się kolejny rozdział ;). Dziękuję za komentarze ;)

Angel Of darkness Właśnie dzisiaj ;)

Czarny Kruk Nie odbieram tego jako hejt. To konstruktywna krytyka. I bardzo dziękuję za nią. Wezmę pod uwagę to, co napisałeś. Właśnie o to mi chodzi. Chcę się jakoś rozwijać i poprawiać, a żeby to osiągnąć to potrzebna jest krytyka. I tak szczerze, to czekałam na jakąś. Tą sytuację z dyrektorem wzięłam tak naprawdę z życia. Kiedyś ktoś z mojej klasy tak się odezwał do dyrektorki. A co do tego ciepła, to może masz rację, aczkolwiek są osoby, które naturalnie takie ciepło wzbudzają czy się tego chce czy nie.

A teraz zapraszam na kolejny rozdział :).


Rozdział 4

                Następnego dnia Sawao czuł się jakby rozjechał go
transporter opancerzony, a następnie dobiło go stado mamutów. Nie
ważnie, że już dawno wyginęły, wróciły zza grobu, by go dręczyć. W
ogóle nie chciało mu się wstawać i iść do szkoły, ale nie chciał
pogarszać swojego położenia. Podniósł się z łóżka i ruszył w stronę
łazienki. Skończywszy wszystkie zabiegi dotyczące ukrycia śladów
wczorajszej awantury, zszedł na dół do kuchni. Po pustym stole
wywnioskował, że tata znów nie wrócił na noc do domu. Ojciec zawsze
zostawiał na nim brudne naczynia do pozmywania. Od jakiegoś czasu
rzadko kiedy wracał do domu. Sawao nie miał zielonego pojęcia, gdzie
mógłby on nocować. W tej chwili z mamą łączyły go tylko papiery,
chłopak nie rozumiał dlaczego jeszcze nie wzięli rozwodu.

                Wszystko zaczęło się psuć w momencie, kiedy mama
zaczęła przenosić problemy z pracy do domu. Stała się wtedy bardzo
nerwowa, o byle co krzyczała na nich. Tata jakoś to znosił. Miarka
przebrała się dla niego, kiedy mama pierwszy raz uderzyła syna za
błachostkę. Wtedy rozpętała się straszna awantura, po której tata
wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Od tamtej pory pokazywał się tu
coraz rzadziej. Czasami zabierał Sawao na jakieś wspólne wyjścia.
Teraz jedyną pamiatka po nim pozostały chyba tylko geny. Chłpak miał
jego kolor oczu, włosów i bardzo jasną karnację. Budowę zaś
odziedziczył po matce, dlatego był drobny i niski. Brunet westchnął
ciężko. Znowu nie miał ochoty na śniadanie, więc wypił tylko kawę z
mlekiem, spakował się i powlókł do szkoły.

                Na miejscu czekał już na niego szatyn, który właśnie
ogromnie uradował się na jego widok. Mimo funkcji ojca, która wymagała

od szarookiego powagi, on wciąż zachowywał się trochę jak dziecko.
Zerwał się z miejsca i podbiegł do niższego, aby się przywitać. Kiedy
zbliżył się do ciemnookiego natychmiast zauważył jego bladość i cienie
pod oczami oraz kosmetyki, którymi najwyraźniej próbował to ukryć. Nie
skomentował jednak koszmarnego wyglądu chłopaka, ale postanowił go
obserwować.

                - Witaj emosie! - wykrzyknął, szczerząc się jak głupi.

                - Witaj księciuniu - mruknął w odpowiedzi brunet. - A
gdzież to Twoja świta, o panie? - głos Yaromiego ociekał niekrytą
irytacją.

                - Jeszcze nie pojawiła się w szkole, za wcześnie na
to. - Odparł wesoło Shirai, ignorując kąśliwy ton tego chuderlaka.
Mimo luźnych ciuchów, doskonale było widać jak bardzo jest chudy, co
przerażało bruneta. Szatyn idiotą nie był, choć często tak się
zachowywał i zaczął łączyć dzisiejszy wygląd Sawao z wczorajszymi
wydarzeniami i doszedł do wniosku, że sytuacja w domu tego chudzielca
nie jest za wesoła. Brązowowłosy zaczął mu współczuć i uparł się, że
mu pomoże. Jakoś zależało mu ma tym niezbyt miłym w obyciu chłopaku.

                Brunet westchnął i pozwolił księciuniowi na
dotrzymywanie mu towarzystwa. Nie miał dzisiaj siły na nic i nie
chciało mu się użerać się z innymi, więc tylko siedział, starając się
słuchać paplaniny szatyna. Nie wiele z tego mu wychodziło. W końcu
usłyszał dzwonek oznaczający sms, była to piosenka Iron Maiden "The
trooper".

                - Uwielbiam tę piosenkę. Może nie widać tego po mnie,
ale też kocham rock i metal. - zwrócił się do ciemnookiego i
uśmiechnął się. - Moimi ulubionym i zespołami są Black Sabath i Quier
Riot.

                - Moje to Def Leppard, WASP oraz Dio. - odparł niby od
niechcenia Sawao. Księciunio zaczynał go intrygować.

                - Dio? Genialny głos, choć ja wolę Halforda.
                - Też ma niezły.

                Zanim się obejrzeli zaczęła się pierwsza lekcja.
Czarnookiemu przestał przeszkadzać księciunio, który juz ostatnio nie
zachowywał się tak dziecinnie. Większość czasu spędzali na
niekończących się rozmowach o muzyce, ale również i sztuce. Katsumi
często dyskutował z nim, co można by było jeszcze poprawić. Brunet
starał się ukrywać przed, chcąc nie chcąc już kolega, swoje mroczne
oblicze. Widział, że szatyn go obserwuje, choć dobrze się z tym krył.

                Dwa pierwsze miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego i
po kolejnej awanturze w domu, Sawao przyszedł do szkoły bardzo blady.
Szarooki zdążył poznać go na tyle, że wiedział, że coś jest nie tak.
Podejrzewał, że to wina pprzepracowania bowiem śledził wczoraj
ciemnookiego i zobaczył, że chłopak dorabia w hotelu. Nie wiedział
tylko, jak specyficzną jest ten "hotel" instytucją.

                Prawdziwym powodem były narkotyki, których brunet nie
zdążył wziąć, gdyż zaspał dzisiaj i ledwie zdążył dobiec do szkoły.
Ze względu, że księciunio cały czas z nim przebywał, na przerwie też
nie mógł ich wziąć. Gdzieś pod koniec dnia, przed zajęciami w klubach,
Sawao był już na takim głodzie, że dostawał lekkich drgawek. Zgłosił
złe samopoczucie nauczycielowi i wyszedł niby do pielęgniarki. Tak

naprawdę udał się do łazienki. Po przeszukaniu torby znalazł
strzykawkę. Ledwo był w stanie przez drżące ręce założyć igłę.
Brutalnie wbił ją w żyłę i zaaplikował sobie substancję. Po paru
sekundach wszystko zaczęło się uspokajać. Ciemnooki oparł się o ścianę
w łazience, z wciąż tkwiąca w ręce strzykawką.

                Brunet nie zauważył postaci stojącej w progu. Szatyn
przyglądał się chłopakowi z niedowierzaniem, choć podejrzewał, że
bierze narkotyki. Bez słowa podszedł do Yaromiego, chwycił go
delikatnie za rękę, czym zwrócił na siebie uwagę narkomana. Czarne
zamglone oczy obserwowały, jak szczupłe i długie palce ostrożnie
wyjmują igłę z żyły. Natychmiast w to miejsce została przyłożona
chusteczka.

                - Chodź, zwolnię Cię z lekcji i zaprowadzę do domu. -
oznajmił Shirai, wyciągając rękę w stronę niższego. Ciemnooki ujął
podaną dłoń niepewnie. Przy pomocy kolegi wstał i poszli razem do
wychowawcy. Szatyn gładko skłamał, że znalazł go na korytarzu ledwo
przytomnego i zaoferował odwiezienie Sawao do domu. Nie odzywając się
nawet słowem Katsumi pomógł brunetowi ubrać się i zabrał do domu.
Przez całą drogę na miejsce milczeli. Gdy obaj znaleźli się w pokoju
ciemnookiego, w którym to panował ogromny burdel, czarnowłosy odezwał
się.

                - Czemu mi pomagasz zamiast mnie poniżyć i wyzwać od
pierdolonych ćpunów? - zrezygnowany ton w ogóle nie zaskoczył drugiego
chłopaka.

                - Już Ci to mówiłem. Chcę się zaprzyjaźnić. - odparł
syn premiera.

                - Czy ty nie widzisz, że taki wykolejeniec jak ja
pociągnie Cię za sobą na dno? Czy to kolejna zachcianka bogatego ,
wszystko mającego księciunia?! - krzyknął brunet. Wydawał się być
zdesperowany.

                - Bo ty jako jedyny nie zwracasz uwagi na moją
pozycję, ani pieniądze, ani ojca. Jesteś zupełnie inny niż z naszej
szkoły. Nie jesteś małostkowy, zazdrosny, nigdy nie chcesz niczego w
zamian. Dlatego pragnę Twojej przyjaźni i chcę się do Ciebie zbliżyć i
Ci pomóc. Proszę, pozwól mi na to. - szepnął szatyn.


                - Jesteś idiotą, że chcesz w to wdepnąć. - odparł
zrezygnowany. Nie miał siły kłócić się z tym upartym chłopakiem.

                - Jestem, ale i tak mnie lubisz. - wyszczerzył się w odpowiedzi.

                - Taa... - odparł czarnowłosy mało przytomnie.

                - Mogę się zapytać, czemu nie chcesz się z nikim
przyjaźnić? - zapytał niezbyt pewnie Katsumi.

                - Po co się pytasz, skoro i tak już to zrobiłeś? -
głos niższego dalej był jakiś nieobecny. - I dlatego mogę Ci
odpowiedzieć: to się pytaj.

                - Oj, nie łap mnie za słówka.

                - Dobrze opowiem Ci. Ale nie przerywaj, inaczej
przerwę i nigdy więcej nie usłyszy tej historii w ogóle. Trzy lata
temu poznałem pewnego chłopaka. Zaczęliśmy się ze sobą przyjaźnić.
Przez jakiś czas wszystko było ok, do momentu kiedy zauważył, że biorę
narkotyki. Sam chciał spróbować i nie skończyło się tylko na tym.
Któregoś dnia nam odwaliło i założyliśmy się kto więcej weźmie. W
końcu jednak musiał pójść do domu. Rozeszliśmy się. Następnego dnia
dowiedziałem się, że tak bardzo nie kontaktował z rzeczywistością, że
podczas podróży pociągiem wyskoczył z niego. Idiota chciał poczuć się
jak westernie. Niestety potknął się i wpadł pod pociąg. Mogłem go
oprowadzić. Mnie do domu się nie spieszyło i to przeze mnie zaczął
ćpać. To koniec tej jakże porywającej opowieści. - zakończył gorzkim
głosem Sawao.

                - Brakuje Ci go?

                - Czasami nawet bardzo. Jako jeden z niewielu mnie
rozumiał - odparł Yaromi. - A teraz koniec smut. Zrobię coś do picia.
Herbaty? - zapytał podnosząc się z łóżka, na którym wcześniej
siedział.

                - Mhm... - mruknął się twierdząco szatyn. -  Zielonej,
dwie łyżeczki cukru, proszę.

                - Już się robi. - rzekł i poszedł do kuchni. Po
dłuższej chwili wrócił z parującymi kubkami. Zastał Shiraia
przeglądającego jego bajzel na biurku. Właśnie wyciągał jego rysunek
chłopaka z ukrywającym się za nim demonem.

                - Mogę go wziąć? - zapytał wskazując na to, co trzymał w ręce.

                - Możesz. Zgodził się brunet. - Proszę częstuj się. -
powiedział podając herbatę szarookiemu. Kiedy ten nachylał się już,
czarnooki wrzucił mu do niej łyżeczkę. Księciunio natychmiast spojrzał
znad kubka na śmiejącego się chłopaka. Sam również wyszczerzył zęby do
niego.

                - Dobrze, że nie byłem tak spragniony, bo bym oko
stracił. - zażartował.

                - Na to cicho liczyłem. - odpowiedział również żartem
Yaromi. "Niech stracę" - pomyślał. - "Lubię go. Nawet bardziej niż bym
chciał przyznać."

                - No wiesz co? To okrutne. Oszpeciłbyś tak piękną
twarz jak moja? - Katsumi świetnie się bawił przy tej rozmowie.

                - Najpierw dowiaduję się, że jesteś gejem, a teraz
dodatkowo, że również metro seksualny. Co mnie jeszcze czeka?- zapytał
retorycznie. Na widok miny przyjaciela (chyba mógł go tak nazywać,
skoro opowiedział mu o NIM), - Nie martw się. - dodał pospiesznie. -
Nie przeszkadza mi to. W końcu ty zaakceptowałeś narkomana.

                - Nie możesz pójść na odwyk? - Spróbował przekonać
bruneta. - Długo tak nie pociągniesz. Boję się o Ciebie. - przyznał.
                - Nawet nie wiesz jakim piekłem jest głód. - westchnął.


                - Próbowałeś kiedyś? - nie poddawał się szatyn.

                - Raz po śmierci Yuzuru. Koniec tematu, nie chcę już
dłużej o tym rozmawiać. - uciął. Niezadowolony syn premiera  dał za
wygraną, zamierzając jeszcze nie raz wrócić do tematu. Nie pozwoli
temu emosowi wykończyć się. Już on przekona go do zmiany decyzji.

                Nagle dostał smsa od kierowcy, że musi natychmiast
wracać, aby ojciec Katsumiego się nie martwił. Chłopak zacisnął usta.
Nienawidził tego ograniczania jego swobody. W takich momentach
strasznie chciał, aby jego ojciec był kimś zwykłym. No, ale tego już
nie zmieni.

                - Muszę iść. - zwrócił się do Sawao. - Ojciec dostanie
 szału jak znów wrócę za późno. Wszędzie posyła za mną swoich goryli.

                - Martwi się o Ciebie. - próbował pocieszyć szatyna
Yaromi. Narkotyki przestawały powoli działać, więc odzyskiwał trzeźwy
umysł. Nie mógł uwierzyć, iż pozwolił księciuniowi aż tak się do
siebie zbliżyć. Wszystko złożył na karb prochów.

                - Wiem, ale nie lubię, gdy ktoś ogranicza moją
swobodę. No to na razie. Trzymaj się i nie bierz już dzisiaj tego
świństwa. - pogroził mu palcem i ruszył w kierunku wyjścia.

                - Jasne. No to do zobaczenia jutro w szkole. - brunet
uśmiechnął się lekko.

                - Tak, tak. Pa. - i pobiegł do limuzyny, czekającej
już na zewnątrz. Sawao myślał przez chwilę o sensacji, jaką wywoła ten
samochód wśród sąsiadów. Po dłuższym czasie patrzenia w stronę, w
którą odjechał pojazd, zamknął drzwi z ciężkim sercem. Teraz na
trzeźwo, wiedział, że jutro musi przerwać tą znajomość. Żeby nie
przysporzyć sobie jeszcze więcej bólu.

Nie zapomnijcie o  komentarzach ;).

9 komentarzy:

  1. Wow! Kocham twój styl pisania... hmmm nie jest taki naciągany, bohaterowie są całkiem całkiem, a pomysł na fabułę inny od wszystkich, w końcu nie ma sodo maso, porwań, zwierzątek i uke z syndromem sztokholmskim. Czekam na dalsze rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    droga autorko niedawno tutaj trafiłam, opowiadanie jest fantastyczne, czekam na więcej....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam i nie mogę się doczekać! Porzuciłaś bloga czy wena Cię opuściła? ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    Katsumi w jakiś sposób dotarł do Sawao, nie odrzucił go, chce mu pomóc, czemu ojciec go nie zabierze...
    autorko czemu nie kontynuujesz tego świetnego opowiadania....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    ech autorko to ponownie ja, pamiętasz jeszcze o tym tekście? Tak, tak, zdaję sobie sprawę, ze mogą być ważniejsze rzeczy, no ale chociaż jakaś informacja by się przydała....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    autorko, pamiętasz o tym opowiadaniu? Ja wciąż tutaj zaglądam...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    kochana już tak dużo czasu upłynęło a tutaj nic nawet jednej małej informacji...
    proszę choć daj znak że żyjesz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń