niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 4

Siemka! Jak co dwa tygodnie pojawia się kolejny rozdział ;). Dziękuję za komentarze ;)

Angel Of darkness Właśnie dzisiaj ;)

Czarny Kruk Nie odbieram tego jako hejt. To konstruktywna krytyka. I bardzo dziękuję za nią. Wezmę pod uwagę to, co napisałeś. Właśnie o to mi chodzi. Chcę się jakoś rozwijać i poprawiać, a żeby to osiągnąć to potrzebna jest krytyka. I tak szczerze, to czekałam na jakąś. Tą sytuację z dyrektorem wzięłam tak naprawdę z życia. Kiedyś ktoś z mojej klasy tak się odezwał do dyrektorki. A co do tego ciepła, to może masz rację, aczkolwiek są osoby, które naturalnie takie ciepło wzbudzają czy się tego chce czy nie.

A teraz zapraszam na kolejny rozdział :).


Rozdział 4

                Następnego dnia Sawao czuł się jakby rozjechał go
transporter opancerzony, a następnie dobiło go stado mamutów. Nie
ważnie, że już dawno wyginęły, wróciły zza grobu, by go dręczyć. W
ogóle nie chciało mu się wstawać i iść do szkoły, ale nie chciał
pogarszać swojego położenia. Podniósł się z łóżka i ruszył w stronę
łazienki. Skończywszy wszystkie zabiegi dotyczące ukrycia śladów
wczorajszej awantury, zszedł na dół do kuchni. Po pustym stole
wywnioskował, że tata znów nie wrócił na noc do domu. Ojciec zawsze
zostawiał na nim brudne naczynia do pozmywania. Od jakiegoś czasu
rzadko kiedy wracał do domu. Sawao nie miał zielonego pojęcia, gdzie
mógłby on nocować. W tej chwili z mamą łączyły go tylko papiery,
chłopak nie rozumiał dlaczego jeszcze nie wzięli rozwodu.

                Wszystko zaczęło się psuć w momencie, kiedy mama
zaczęła przenosić problemy z pracy do domu. Stała się wtedy bardzo
nerwowa, o byle co krzyczała na nich. Tata jakoś to znosił. Miarka
przebrała się dla niego, kiedy mama pierwszy raz uderzyła syna za
błachostkę. Wtedy rozpętała się straszna awantura, po której tata
wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Od tamtej pory pokazywał się tu
coraz rzadziej. Czasami zabierał Sawao na jakieś wspólne wyjścia.
Teraz jedyną pamiatka po nim pozostały chyba tylko geny. Chłpak miał
jego kolor oczu, włosów i bardzo jasną karnację. Budowę zaś
odziedziczył po matce, dlatego był drobny i niski. Brunet westchnął
ciężko. Znowu nie miał ochoty na śniadanie, więc wypił tylko kawę z
mlekiem, spakował się i powlókł do szkoły.

                Na miejscu czekał już na niego szatyn, który właśnie
ogromnie uradował się na jego widok. Mimo funkcji ojca, która wymagała

od szarookiego powagi, on wciąż zachowywał się trochę jak dziecko.
Zerwał się z miejsca i podbiegł do niższego, aby się przywitać. Kiedy
zbliżył się do ciemnookiego natychmiast zauważył jego bladość i cienie
pod oczami oraz kosmetyki, którymi najwyraźniej próbował to ukryć. Nie
skomentował jednak koszmarnego wyglądu chłopaka, ale postanowił go
obserwować.

                - Witaj emosie! - wykrzyknął, szczerząc się jak głupi.

                - Witaj księciuniu - mruknął w odpowiedzi brunet. - A
gdzież to Twoja świta, o panie? - głos Yaromiego ociekał niekrytą
irytacją.

                - Jeszcze nie pojawiła się w szkole, za wcześnie na
to. - Odparł wesoło Shirai, ignorując kąśliwy ton tego chuderlaka.
Mimo luźnych ciuchów, doskonale było widać jak bardzo jest chudy, co
przerażało bruneta. Szatyn idiotą nie był, choć często tak się
zachowywał i zaczął łączyć dzisiejszy wygląd Sawao z wczorajszymi
wydarzeniami i doszedł do wniosku, że sytuacja w domu tego chudzielca
nie jest za wesoła. Brązowowłosy zaczął mu współczuć i uparł się, że
mu pomoże. Jakoś zależało mu ma tym niezbyt miłym w obyciu chłopaku.

                Brunet westchnął i pozwolił księciuniowi na
dotrzymywanie mu towarzystwa. Nie miał dzisiaj siły na nic i nie
chciało mu się użerać się z innymi, więc tylko siedział, starając się
słuchać paplaniny szatyna. Nie wiele z tego mu wychodziło. W końcu
usłyszał dzwonek oznaczający sms, była to piosenka Iron Maiden "The
trooper".

                - Uwielbiam tę piosenkę. Może nie widać tego po mnie,
ale też kocham rock i metal. - zwrócił się do ciemnookiego i
uśmiechnął się. - Moimi ulubionym i zespołami są Black Sabath i Quier
Riot.

                - Moje to Def Leppard, WASP oraz Dio. - odparł niby od
niechcenia Sawao. Księciunio zaczynał go intrygować.

                - Dio? Genialny głos, choć ja wolę Halforda.
                - Też ma niezły.

                Zanim się obejrzeli zaczęła się pierwsza lekcja.
Czarnookiemu przestał przeszkadzać księciunio, który juz ostatnio nie
zachowywał się tak dziecinnie. Większość czasu spędzali na
niekończących się rozmowach o muzyce, ale również i sztuce. Katsumi
często dyskutował z nim, co można by było jeszcze poprawić. Brunet
starał się ukrywać przed, chcąc nie chcąc już kolega, swoje mroczne
oblicze. Widział, że szatyn go obserwuje, choć dobrze się z tym krył.

                Dwa pierwsze miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego i
po kolejnej awanturze w domu, Sawao przyszedł do szkoły bardzo blady.
Szarooki zdążył poznać go na tyle, że wiedział, że coś jest nie tak.
Podejrzewał, że to wina pprzepracowania bowiem śledził wczoraj
ciemnookiego i zobaczył, że chłopak dorabia w hotelu. Nie wiedział
tylko, jak specyficzną jest ten "hotel" instytucją.

                Prawdziwym powodem były narkotyki, których brunet nie
zdążył wziąć, gdyż zaspał dzisiaj i ledwie zdążył dobiec do szkoły.
Ze względu, że księciunio cały czas z nim przebywał, na przerwie też
nie mógł ich wziąć. Gdzieś pod koniec dnia, przed zajęciami w klubach,
Sawao był już na takim głodzie, że dostawał lekkich drgawek. Zgłosił
złe samopoczucie nauczycielowi i wyszedł niby do pielęgniarki. Tak

naprawdę udał się do łazienki. Po przeszukaniu torby znalazł
strzykawkę. Ledwo był w stanie przez drżące ręce założyć igłę.
Brutalnie wbił ją w żyłę i zaaplikował sobie substancję. Po paru
sekundach wszystko zaczęło się uspokajać. Ciemnooki oparł się o ścianę
w łazience, z wciąż tkwiąca w ręce strzykawką.

                Brunet nie zauważył postaci stojącej w progu. Szatyn
przyglądał się chłopakowi z niedowierzaniem, choć podejrzewał, że
bierze narkotyki. Bez słowa podszedł do Yaromiego, chwycił go
delikatnie za rękę, czym zwrócił na siebie uwagę narkomana. Czarne
zamglone oczy obserwowały, jak szczupłe i długie palce ostrożnie
wyjmują igłę z żyły. Natychmiast w to miejsce została przyłożona
chusteczka.

                - Chodź, zwolnię Cię z lekcji i zaprowadzę do domu. -
oznajmił Shirai, wyciągając rękę w stronę niższego. Ciemnooki ujął
podaną dłoń niepewnie. Przy pomocy kolegi wstał i poszli razem do
wychowawcy. Szatyn gładko skłamał, że znalazł go na korytarzu ledwo
przytomnego i zaoferował odwiezienie Sawao do domu. Nie odzywając się
nawet słowem Katsumi pomógł brunetowi ubrać się i zabrał do domu.
Przez całą drogę na miejsce milczeli. Gdy obaj znaleźli się w pokoju
ciemnookiego, w którym to panował ogromny burdel, czarnowłosy odezwał
się.

                - Czemu mi pomagasz zamiast mnie poniżyć i wyzwać od
pierdolonych ćpunów? - zrezygnowany ton w ogóle nie zaskoczył drugiego
chłopaka.

                - Już Ci to mówiłem. Chcę się zaprzyjaźnić. - odparł
syn premiera.

                - Czy ty nie widzisz, że taki wykolejeniec jak ja
pociągnie Cię za sobą na dno? Czy to kolejna zachcianka bogatego ,
wszystko mającego księciunia?! - krzyknął brunet. Wydawał się być
zdesperowany.

                - Bo ty jako jedyny nie zwracasz uwagi na moją
pozycję, ani pieniądze, ani ojca. Jesteś zupełnie inny niż z naszej
szkoły. Nie jesteś małostkowy, zazdrosny, nigdy nie chcesz niczego w
zamian. Dlatego pragnę Twojej przyjaźni i chcę się do Ciebie zbliżyć i
Ci pomóc. Proszę, pozwól mi na to. - szepnął szatyn.


                - Jesteś idiotą, że chcesz w to wdepnąć. - odparł
zrezygnowany. Nie miał siły kłócić się z tym upartym chłopakiem.

                - Jestem, ale i tak mnie lubisz. - wyszczerzył się w odpowiedzi.

                - Taa... - odparł czarnowłosy mało przytomnie.

                - Mogę się zapytać, czemu nie chcesz się z nikim
przyjaźnić? - zapytał niezbyt pewnie Katsumi.

                - Po co się pytasz, skoro i tak już to zrobiłeś? -
głos niższego dalej był jakiś nieobecny. - I dlatego mogę Ci
odpowiedzieć: to się pytaj.

                - Oj, nie łap mnie za słówka.

                - Dobrze opowiem Ci. Ale nie przerywaj, inaczej
przerwę i nigdy więcej nie usłyszy tej historii w ogóle. Trzy lata
temu poznałem pewnego chłopaka. Zaczęliśmy się ze sobą przyjaźnić.
Przez jakiś czas wszystko było ok, do momentu kiedy zauważył, że biorę
narkotyki. Sam chciał spróbować i nie skończyło się tylko na tym.
Któregoś dnia nam odwaliło i założyliśmy się kto więcej weźmie. W
końcu jednak musiał pójść do domu. Rozeszliśmy się. Następnego dnia
dowiedziałem się, że tak bardzo nie kontaktował z rzeczywistością, że
podczas podróży pociągiem wyskoczył z niego. Idiota chciał poczuć się
jak westernie. Niestety potknął się i wpadł pod pociąg. Mogłem go
oprowadzić. Mnie do domu się nie spieszyło i to przeze mnie zaczął
ćpać. To koniec tej jakże porywającej opowieści. - zakończył gorzkim
głosem Sawao.

                - Brakuje Ci go?

                - Czasami nawet bardzo. Jako jeden z niewielu mnie
rozumiał - odparł Yaromi. - A teraz koniec smut. Zrobię coś do picia.
Herbaty? - zapytał podnosząc się z łóżka, na którym wcześniej
siedział.

                - Mhm... - mruknął się twierdząco szatyn. -  Zielonej,
dwie łyżeczki cukru, proszę.

                - Już się robi. - rzekł i poszedł do kuchni. Po
dłuższej chwili wrócił z parującymi kubkami. Zastał Shiraia
przeglądającego jego bajzel na biurku. Właśnie wyciągał jego rysunek
chłopaka z ukrywającym się za nim demonem.

                - Mogę go wziąć? - zapytał wskazując na to, co trzymał w ręce.

                - Możesz. Zgodził się brunet. - Proszę częstuj się. -
powiedział podając herbatę szarookiemu. Kiedy ten nachylał się już,
czarnooki wrzucił mu do niej łyżeczkę. Księciunio natychmiast spojrzał
znad kubka na śmiejącego się chłopaka. Sam również wyszczerzył zęby do
niego.

                - Dobrze, że nie byłem tak spragniony, bo bym oko
stracił. - zażartował.

                - Na to cicho liczyłem. - odpowiedział również żartem
Yaromi. "Niech stracę" - pomyślał. - "Lubię go. Nawet bardziej niż bym
chciał przyznać."

                - No wiesz co? To okrutne. Oszpeciłbyś tak piękną
twarz jak moja? - Katsumi świetnie się bawił przy tej rozmowie.

                - Najpierw dowiaduję się, że jesteś gejem, a teraz
dodatkowo, że również metro seksualny. Co mnie jeszcze czeka?- zapytał
retorycznie. Na widok miny przyjaciela (chyba mógł go tak nazywać,
skoro opowiedział mu o NIM), - Nie martw się. - dodał pospiesznie. -
Nie przeszkadza mi to. W końcu ty zaakceptowałeś narkomana.

                - Nie możesz pójść na odwyk? - Spróbował przekonać
bruneta. - Długo tak nie pociągniesz. Boję się o Ciebie. - przyznał.
                - Nawet nie wiesz jakim piekłem jest głód. - westchnął.


                - Próbowałeś kiedyś? - nie poddawał się szatyn.

                - Raz po śmierci Yuzuru. Koniec tematu, nie chcę już
dłużej o tym rozmawiać. - uciął. Niezadowolony syn premiera  dał za
wygraną, zamierzając jeszcze nie raz wrócić do tematu. Nie pozwoli
temu emosowi wykończyć się. Już on przekona go do zmiany decyzji.

                Nagle dostał smsa od kierowcy, że musi natychmiast
wracać, aby ojciec Katsumiego się nie martwił. Chłopak zacisnął usta.
Nienawidził tego ograniczania jego swobody. W takich momentach
strasznie chciał, aby jego ojciec był kimś zwykłym. No, ale tego już
nie zmieni.

                - Muszę iść. - zwrócił się do Sawao. - Ojciec dostanie
 szału jak znów wrócę za późno. Wszędzie posyła za mną swoich goryli.

                - Martwi się o Ciebie. - próbował pocieszyć szatyna
Yaromi. Narkotyki przestawały powoli działać, więc odzyskiwał trzeźwy
umysł. Nie mógł uwierzyć, iż pozwolił księciuniowi aż tak się do
siebie zbliżyć. Wszystko złożył na karb prochów.

                - Wiem, ale nie lubię, gdy ktoś ogranicza moją
swobodę. No to na razie. Trzymaj się i nie bierz już dzisiaj tego
świństwa. - pogroził mu palcem i ruszył w kierunku wyjścia.

                - Jasne. No to do zobaczenia jutro w szkole. - brunet
uśmiechnął się lekko.

                - Tak, tak. Pa. - i pobiegł do limuzyny, czekającej
już na zewnątrz. Sawao myślał przez chwilę o sensacji, jaką wywoła ten
samochód wśród sąsiadów. Po dłuższym czasie patrzenia w stronę, w
którą odjechał pojazd, zamknął drzwi z ciężkim sercem. Teraz na
trzeźwo, wiedział, że jutro musi przerwać tą znajomość. Żeby nie
przysporzyć sobie jeszcze więcej bólu.

Nie zapomnijcie o  komentarzach ;).

niedziela, 8 lutego 2015

Liebster Award

Liebster Award!

Wowowow! Nie spodziewałam się czegoś takiego. Nie myślałam, że w ogóle moje opowiadanie komuś się spodoba. Dziękuję Kao Y za nominację. Uwielbiam Twoje opowiadania i to dla mnie wielki zaszczyt. Naprawdę baardzo dziękuję <3.

 "Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

A  oto pytania skierowane do mnie:


1. Co cię skłoniło to założenia bloga o tej a nie innej tematyce? 
2. Twoje ulubione danie? Ja kocham osobiście Sushi! 
3. Jakie jest twoje największe marzenie? 
4. Masz w najbliższym czasie okazję wybrać się na koncert. Jaki byłby to zespół?
5.Czy spędzasz dużo czasy na słuchaniu muzyki? A może wolisz czytać książki? 
6. Gdybyś mogła zamieszkać za granicą jaki kraj byś wybrała? 
7. Uprawiasz jakiś sport? 
8. Co sądzisz o uzależnieniach typu papierosy, alkohol i narkotyki.. (osobiście jestem przeciwko tego typu rzeczom) 
9. Jaki jest twój ulubiony film? Podaj tytuł. :)
10. Czy zorganizowałabyś kiedyś meeting by móc spotkać swoich czytelników osobiście? (ja bardzo chętnie XD)
11. Co cię motywuję do pisania? 

1. Do założenia bloga skłoniła mnie moja koleżanka, która twierdziła, że bardzo ładnie piszę. Dlaczego ta tematyka? Bo lubię to i tyle.
2. Hmm... Moje ulubione danie to: czynaki. (Pewnie zdziwię, że nie jest to coś japońskiego. Bardzo lubię tę kulturę i ich dania, ale to litewskie danie jednak kocham.)
3. Moje największe marzenie? Zszokuję was, ale nie mam marzeń. Już od jakiegoś roku przestałam marzyć o czymkolwiek.
4. Mam okazję iść na dwa koncerty. Jeden w maju Def Leopard gra, drugi czerwiec w Łodzi Judas Priest. Zobaczę Halforda na żywo aww :3.
5. Lubię i to i to. Ale jak czytam to słucham też muzyki, więc na jedno wychodzi. I tak, spędzam bardzo dużo czasu na słuchaniu muzyki. To praktycznie moje drugie życie. 
6. Gdybym miała pojechać za granicę to bym do Japonii oczywiście pojechała, no i może Peru :).
7. Niestety przez słabe zdrowie nie mogę uprawiać sportu. Ale kiedyś pływałam na zawodach i dalej to kocham.
8. Ja też jestem przeciwko. Niszczą ludziom życie i strasznie trudno z tym zerwać, bo chociaż na chwilę dają poczucie szczęścia.
9. Mój ulubiony film? Ciężko mi powiedzieć. Bardzo lubię "Zieloną Milę", "Australię", "Burlesque", "Blues Brothers". Są też wojenne filmy oraz animowane.
10. Ja również bardzo chętnie. 
11. Mnie do pisania motywują oczywiście komentarze i wejścia na bloga. Ale zanim go założyłam to głównie motywowało mnie jakiś inny sposób niż książki, by uciec od świata. Dalej piszę, gdy nie wiem już co robić, gdy chce mi się płakać, a nie mogę już, by oddać jakoś żal, który mam do ludzi wokół mnie, ale nie potrafię sama tego powiedzieć. Swoje opowiadania traktuję często jako formę spowiedzi, gdzie nikt nie odróżni prawdy od fikcji.

Pytanie jakie ja kieruję do innych:
1. Dlaczego założylaś/łeś w ogóle bloga i co chcielibyście by dalej z nim robić.
2. Jaki jest Twój ulubiony rodzaj muzyki? (Mój to oczywiście rock i metal)
3. Co najbardziej lubisz?
4. Jaki jest Twój typ "księcia/księżniczki z bajki"?
5. Twój ulubiony cel podróży na wakacje lub ferie? (Moje ulubione miejsce to dom xD)
6. Masz jakiś ulubiony sport?
7. Masz jakąś ulubioną książkę?
8. Masz jakąś pasję oprócz pisania?
9. Chcesz poznać swoich fanów?
10. Dlaczego piszesz?
11. Na czym najczęściej spędzasz czas? (oprócz pisania)

Moje nominacje:
http://blue-yaoi.blogspot.com/ - BlueBoy
http://jak-dzien-i-noc.blogspot.com/?zx=89446034e06c7223 - Ayanami
http://slodkiswiatyaoi.blox.pl/html - Kuno7ichi
http://opowiadania-yaoi-by-hoshi.blogspot.com/ - Hoshi
http://hp-opowiadanie-yaoi.blogspot.com/ -


niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 3

Witam wszystkich! :) Pojawia się kolejny rozdział. Proszę o komentarze, pamiętajcie, to dzięki nim mamy wenę i piszemy. Dziękuję i zapraszam na 3 rozdział :)


Rozdział 3

               Następnego dnia rano Katsumi był w szkole dużo wcześniej niż to potrzebne. Podwoziła go limuzyna z szoferem, bo jego ojciec uparł się. Tylko w szkole nie miał ochroniarzy, co wynegocjował po długich i burzliwych kłótniach. Jego ojciec uważał, że jako syn premiera Japonii jest narażony na różnego rodzaju ataki. Szofer codziennie przywoził go do szkoły i odwoził z powrotem do domu. Na szczęście z kierowcą można łatwo się dogadać i bez problemów może wyjść gdzieś ze znajomymi. Ucieszył się, kiedy dostrzegł postać całą ubraną na czarno. Przyspieszył kroku i dogonił niższego chłopaka.

                - Yo! - zaczepił go, szczerząc się od ucha do ucha. Odpowiedziało mu milczenie wyraźnie sugerujące, że nie jest mile widziany, ale szatyn zupełnie się tym nie przejmował, mając gdzieś znanie chłopaka. Kontynuował więc, nie zrażając się niechęcią bruneta. - I jak podoba Ci się nasza szkoła? - zapytał, chcąc poklepać go po plecach. I to był błąd. Sawao nie lubił, gdy ktoś próbuje się z nim spoufalać złapał go za rękę i wykręcił mu ją.

                - Nie pozwalaj sobie na za wiele. - wysyczał mu do ucha i go puścił. Szatyn natychmiast odsunął się od niego o dwa kroki i podniósł dłonie w uległym geście.

                - Spokojnie, już cię nie dotknę. - obiecał. - Panie niedotykalski. - dodał złośliwym tonem.

                - A ty co? Dziecko z gimnazjum? - zadał pytanie retoryczne, na które Katsumi już miał opowiedzieć, jednak brunet mu nie pozwolił. - Widzę, że delikatne sugestie nic nie dają, więc powiem to wprost. Nie lubię Cię i chcę, żebyś się ode mnie odwalił. Czy tak ciężko zrozumieć, że nie chcę towarzystwa? I nie musisz mi odpowiadać.

                - Ojej. Będzie mi smutno i się obrażę. - odparł z psim wzrokiem syn premiera.

                - Jak mi przykro. Książątko nie otrzyma nowej zabawki, to takie smutne. Idź potnij się mydłem w płynie, albo skocz z dywanu a mnie zostaw w spokoju. - zironizował. Nienawidził bogatych paniczyków, którzy myśleli, że można mieć wszystko, a ludzie to zabawki, które zostawią, jak się znudzą. Nie był głupi. Widział jak szatyn był tutaj traktowany. Niby podobnie jak inni, ale jednak inaczej, jeszcze ta limuzyna i ludzie cały czas za nim podążający, choć sam szarooki  tego nie zauważał. Dodatkowo nazwisko miał takie samo jak premiera. Wystarczyło dodać dwa do dwóch i wszystko było jasne. Przyspieszył kroku i zostawił lekko uśmiechającego Katsumiego. Nie rozumiał tego księciunia.

                Sam "księciunio"  zadowolony z siebie stał i przyglądał się, jak brunet odchodzi. Zobaczył w końcu jakieś uczucia w jego oczach. Co z tego, że tylko irytację? Niedługo w czarnych tęczówkach będzie cała gama różnych emocji. Wiedział, że zachowuje się jak pięciolatek, ale inaczej nie potrafił zwrócić na siebie uwagę tego dziwaka. Nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwrócił się i zauważył swoich kolegów.

                - A ty co tak patrzysz na ten korytarz, jakby zaraz miała się tam zmaterializować striptizerka? - padło pytanie.

                - Raczej chciałeś powiedzieć striptizer. - sprostował ze śmiechem kolegę.

                - A no tak. Zapomniałem, że masz nieco inne upodobania. - Katsumi nie krył się, że jest gejem, a inni to akceptowali ze względu na jego status społeczny.

                Tą rozmowę usłyszał Sawao, stojący na korytarzu tuż za rogiem.

                "Co z nim jest nie tak? Inni uczniowie doskonale zdają sobie sprawę, że jestem wykolejeńcem i rozmowa ze mną jest niepożądana. A on wręcz przeciwnie, klei się do mnie, na nic nie zważając. O co mu chodzi?" - i inne tego typu myśli dręczyły go przez kolejne parę godzin.

                W ogóle prawie nie słuchał nauczycieli. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że już dawno żadna osoba nie zaprzątała tak jego myśli jak Shirai. W ogóle nie rozumiał typa. Jako syn premiera niczego mu nie brakowało. Znajomych miał na pęczki, więc czemu tak interesował się jego chudą niewiele wartą osobą. Czy ten idiota nie zdawał sobie sprawy, że on pociągnie go na dno jeśli zbliży się do niego za bardzo?! Pewnie chciał się z niego pośmiać i podrwić. Ale czy wtedy tak bardzo, by się starał? To było widać, że szatynowi zależy na znajomości z nim. Pozostawała jeszcze kwestia jego samego. Sawao oprócz irytacji, czuł też pewnego rodzaju ciepło, gdy tylko o nim myślał. Co go delikatnie przestraszyło, ponieważ obiecał sobie, że nikt więcej się do niego nie zbliży. Te rozważania przerwała mu nadlatująca zwinięta w kulkę karteczka. "Przepraszam za rano. Zachowałem się jak debil. Zdaję sobie sprawę z tego, że byłem irytujący. Czy wybaczysz mi?" - głosiła treść. Brunet natychmiast  wydarł kawałek kartki z zeszytu, po czym odpisał. Wiadomość zwinął w rulonik i niepostrzeżenie podrzucił ją na ławkę szatyna. Katsumi miał okazję z bliska podziwiać ładne pismo czarnookiego. Lekko ukośne, zgrabne litery w ogóle nie zdradzały, że wyszły spod ręki chłopaka. On sam raczej bazgrał, choć dawało radę go rozczytać. "Czego ode mnie chcesz? Mówiłem, odczep się i spadaj na bambus. Jeśli nie wiesz gdzie, to mogę Ci pomóc i wskażę drogę razem z kopniakiem!" Po chwili nadleciała odpowiedź. "Ja tylko chcę się zaprzyjaźnić"To zdanie sprawiło, że ciemnooki zdębiał. Tylko tyle? Nagle dotarło do niego, że nauczyciel coś do niego mówi, a właściwie do niego i księciunia (jak zaczął nazywać szatyna).

                - Czy mógłbym przerwać panom w wymienianiu miłosnej korespondencji? Proszę udać się do dyrektora. Panie Shirai, proszę nie być zdziwionym. A teraz wyjdźcie, bo przeszkadzacie. - ponaglił ich wychowawca. Lekko ociągając się wstali ze swoich miejsc i ruszyli w stronę gabinetu. Katsu był zdziwiony bo dotąd wszelkie jego wybryki uchodziły mu płazem. Po za tym nie dowierzał, że przez liścik od razu zostali wysłani do dyrektora. Zapukawszy do drzwi, weszli do pomieszczenia. Pierwszy odezwał się Sawao.

                - Dzień dobry. Zostaliśmy tutaj przysłani przez jedną głupią kartkę, którą ten mądrala... - tu wskazał na wyższego - rzucił mi na oczach wychowawcy.

                - Mój drogi język. Za takie zwracanie się do mnie będę zmuszony wezwać rodziców.

                - To może Pan równie dobrze wezwać pluton egzekucyjny. - odparł, na co szatyn parsknął śmiechem. Nie zdawał sobie sprawy jak bliskie prawdy były te słowa.

                - Dość. Wyjdź na korytarz. Wezwę Cię tu ponownie, ale już razem z rodzicem. - brunet prychnął i opuścił pomieszczenie. Dyrektor, gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, zwrócił się do szarookiego. - Katsumi, nie zadawaj się z tym chłopcem. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie próbuj się do niego zbliżać. On jest zupełnie inny niż myślisz. - ostrzegł go mężczyzna, a następnie nie dając mu dojść do słowa, zakończył rozmowę. Po wyjściu Shiraiego zadzwonił do rodziców buntownika. Nikt jednak nie odebrał, toteż zostawił wiadomość na poczcie głosowej. Potem zmuszony był odesłać chłopaka na lekcje. Doskonale wiedział, że brunet wczoraj nie poszedł do klubu, a on musiał poinformować o tym rodziców bruneta, którzy byli jego przyjaciółmi. Zdawał sobie sprawę, że Sawao miał problem z narkotykami - właśnie za to wyrzucono z poprzedniej szkoły. A teraz obawiał się, że jakby nie było jego podopieczny, wcale nie zerwał z nałogiem.

                Sawao przeciągał moment powrotu do domu do ostatniej chwili. W końcu jednak w bibliotece, gdzie przyszedł po zakończeniu zajęć w klubach, pojawił się ochroniarz. Mężczyzna oznajmił mu, że musi już zamykać placówkę. Po powrocie w ciemnooki czekał na powrót rodziców niczym skazaniec na ścięcie. Pierwszy raz od roku sięgnął po papierosa, który mniej-więcej ukoił jego skołatane nerwy. Nawet rysowanie za bardzo go nie uspokoiło, a zawsze pomagało. Jak wyrzucili go ze szkoły to mama była tak wściekła, że trafił ze wstrząsem mózgu do szpitala.  Jedyne co go bawiło w tej sytuacji, to że  mama uderzyła go patelnią w głowę. Rozgrzaną. Na tą myśl skrzywił się. Pamiętał to okropne uczucie, kiedy obudził się w białej szpitalnej sali. Na szczęście tylko obecny dyrektor szkoły wiedział, dlaczego został wyrzucony z poprzedniej. Rodzice znali wersję z wagarowaniem. Ehh... Znowu miał ochotę pociąć się, ale ze względu na swój "zawód" po prostu nie mógł. Okaleczanie się oznaczało blizny, a one z kolei obniżenie jego wartości. A im więcej klienci płacili, tym więcej on miał pieniędzy na towar i nie tonął w długach jak co poniektórzy. Powinien też bardziej dbać o wagę, ale przez prochy i zdenerwowanie jadł bardzo mało. Aktualnie od dwóch dni nie miał nic w ustach, gdyż brakowało mu apetytu i czuł, że jakikolwiek posiłek zaraz zwróci.

                Nagle usłyszał głośny trzask wejściowych drzwi na dole. Gdy do jego uszu dotarły kroki na schodach, wiedział dokąd idzie matka.

                - Sawao! Dzwonił dyrektor, że znowu opuszczasz lekcje i jeszcze dzisiaj mu pyskowałeś. Chcesz, żeby z kolejnej szkoły Cię wyrzucili?! - i tak zaczęła się tyrada, która skończyła się dopiero pół godziny później. Kobieta wyszła z pokoju, zostawiając poturbowanego syna w środku. Brunet natychmiast po jej wyjściu sięgnął po działkę. Poczuł chwilowe sztuczne uczucie szczęścia rozluźniające napięte mięśnie ciała.

wtorek, 27 stycznia 2015

Okrutny los

To opowiadanie zostało przeze mnie napisane dość dawno. Nie jest to yaoi, tylko zwykłe opowiadanie, ale i tak oddaje je w wasze ręce. Zapraszam :)


Pierwsze moje wspomnienie jest związane z nim. Ma na imię Akira i jest męską nimfą. Miałam wtedy 4 lata, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Pamiętam, że wtedy przyjechałam do babci na wakacje. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że wybrałam się z kimś na spacer i w jakiś niewytłumaczalny sposób zostałam sama. Chociaż po co ja się nad tym zastanawiam? Fakt, że się zgubiłam, a on znalazł cała zapłakaną w różowej sukience według niego wyglądałam prze słodko. Zboczuch! Uśmiechnęłam się teraz lekko. Dwanaście lat temu jawił mi się jako anioł. Majestatyczny, piękny niewiele ponad osiemnastoletni chłopak. Miał czarne oczy, które lekko przysłaniała grzywka, wymykająca się z długich, białych, zaplatanych w warkocz, po prawej stronie włosów. Był ubrany w granatowe, tradycyjne, japońskie kimono. Mimo nieprzyjemnego spojrzenia uczepiłam się jego ubrania, jak rzep psiego ogona. Nie miał zbytniego wyboru i odprowadził z powrotem. Zanim odszedł, powiedział, że następnym razem, jak się spotkamy, zabije mnie. Jakoś się tym nie przejęłam i przyszłam do niego. Powitał mnie ze sztyletem w dłoni i spojrzeniu tak lodowatym, że od razu mnie zmroziło. Ale gdy przypomniałam sobie, co dla mnie zrobił, przestałam się go bać. Musiał biedak pogodzić się z tym, że będę go odwiedzała każdego dnia.
Mieszkam teraz z babcią, bo moi rodzice zginęli w wypadku. Nie znam szczegółów. Rok szkolny chyli się ku końcowi, niestety ja będę musiała chodzić do szkoły wakacyjnej, a to dlatego, że zapomniałam trzeci raz z rzędu odrobić pracę domową. Przyznam się otwarcie – byłam u Akiry. Wścieknie się, kiedy się dowie.
Westchnęłam i spojrzałam w okno. Lekcja języka japońskiego była ostatnia i strasznie mi dłużyła. Jakby tego było mało trwała susza, której najstarsi Indianie nie pamiętali.
Poczułam, jak ktoś mnie szarpie.
- Narika! Narika! – moja przyjaciółka – Hoshino próbowała przywrócić mnie do rzeczywistości. – Nauczyciel się na ciebie gapi. Zejdź z obłoków!
Spojrzałam w stronę tablicy oczywiście miała rację. Musiałam zachować chociaż pozory, że słucham. Udało mi się tylko to przez 5 minut. Skończyło się na tym, że bezczelnie patrzyłam w okno. Z mojego liceum widać było drzewo Akiry, mieściło się ono w centrum lasu i górowało nad pozostałymi drzewami.
Z jednej strony cieszyłam się na spotkanie z nim, a z drugiej nie za bardzo, bo będę musiała mu powiedzieć o szkole. Wreszcie zadzwonił dzwonek, a ja wypadłam z klasy, bo bałam się, że zatrzyma mnie nauczyciel. W ekspresowym tempie ubrałam się, pożegnałam i pobiegłam do Akiry. Kochałam go skrycie od lat. To uczucie odkryłam w gimnazjum, chyba w drugiej klasie. Zza zakrętu wyłoniło się drzewo i Akira. Wyglądał pięknie jak zawsze, a moje serce zaczęło szybciej bić na jego widok. Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.
- Czego się szczerzysz szczerzujo? – to było nasze tradycyjne powitanie.
- A ty? – odbiłam piłeczkę.
- Ale to tobie zajmuje całą twarz – mogliśmy sobie tak docinać w nieskończoność, ale musiałam mu powiedzieć pewną rzecz. Nastała cisza. Stałam i zastanawiałam jak to zrobić.
- Jeżeli chcesz mi coś powiedzieć to wal prosto z mostu – zachęcił mnie. Patrzyłam przez chwilę na niego.
- Muszę chodzić do szkoły wakacyjnej – wydusiłam z siebie w końcu.
- Bo?
- Nie odrobiłam trzy razy z rzędu pracy domowej – zamknęłam oczy i czekałam, aż zacznie krzyczeć.
- Skoro sama nie potrafisz, to będziesz odrabiać je przy mnie – zaskoczył mnie. Byłam pewna, że będzie się na mnie wydzierał. Kiedy dotarło do mnie co to oznacza, jęknęłam.
- Teraz będę odrabiała. To obietnica – próbowałam go przekonać.
- Paluszkowa? – czasami zachowywał się jak dziecko, co dodawał mu uroku. Zgodziłam się na nią i chwyciłam jego mały palec, który wystawił chwilę temu. Reszta popołudnia zleciała nam  na robieniu wianków i rozmowie. Śpiewałam nawet piosenki, ale mu w przeciwieństwie do mnie słoń nie nadepnął na ucho, więc nie wytrzymał i kazał mi się przymknąć. Później oboje nabijaliśmy się ze mnie i mojego słuchu, a raczej jego braku. Pożegnałam się z nim nieco wcześnie niż normalnie, bo musiałam w końcu odrobić pracę domową. W domu zastałam jak zwykle niezadowolona babcię, że znowu wracam tak późno. Niby nic z tego sobie nie robiłam, ale mimo wszystko zabolało. Zjadłam szybko kolację i poszłam odrabiać lekcje. Marnie mi to szło, a pogoda nie ułatwiała tego. Pod koniec ogarnęła mnie chęć nie do pokonania, aby oddać się w ramiona Morfeusza. Przyśnił mi się Akira w całej swojej nieziemskiej okazałości. Zrobił we śnie coś , czego nie zrobiłby w realu – mianowicie pocałował mnie. Ten przemiły moment przerwała babcia, budząc o poranku do szkoły. Całą noc przespałam na biurku, w rezultacie wszystko mnie boli. Na policzku miałam czerwony ślad po zeszycie. Kiedy stanęłam przed lustrem, przeraziłam się na widok stanu moich długich, kręconych włosów. Potargane w niektórych miejscach tworzyły kołtun nie do rozczesania. Super musiałam je umyć. Przetarłam opuchnięte, piwne oczy i poczłapałam do łazienki, która mieściła się obok pokoju, który już jakiś czas wynajmowałam, ale nigdy nie uważałam za swój. Umycie i wysuszenie ich zajęło mi sporo czasu, dlatego w pośpiechu zjadłam śniadanie, a do szkoły wzięłam rower. Gdy weszłam do sali, nauczyciela nie było, więc znowu odpłynęłam w marzenia. Dzisiaj nauczyciel w związku z tym, że odrobiłam pracę domową, pochwalił mnie przy całej klasie. Chciałabym, przez cały czas odnosił się do tego sarkastycznie, niemal szyderczo. Podobnie zachowywali się inni. Przynajmniej dotrzymałam słowa danego Akirze i z tego jestem dumny. Hoshino przez cały dzień próbowała do mnie dotrzeć, ale ja nie mogłam powstrzymać się od myślenia o nimfie.
- Zakochałaś się, że chodzisz z głową w chmurach? – jej głos przebił się do mojego umysłu. Spojrzałam na nią. Właśnie siedziałyśmy na dachu na przerwie obiadowej. – A! Mam rację. Więc kto to?
- Dlaczego zakładasz, że … - nie dokończyłam, bo mi przerwała.
- To jasne jak słońce. Więc? – uniosłam brew. Wiedziałam, że nie odpuści, dlatego opowiedziałam o Akirze, ale pominęłam jeden szczegół – to że on jest nimfą.
- Hmm. Zobaczę go kiedyś? – spytała.
- Nie, bo on mieszka w innym mieście.
- Szkoda – miała trochę zawiedzioną minę, ale nie mogłam spełnić jej prośby.
Resztę przerwy przesiedziałyśmy w ciszy. Na lekcjach nie wyróżniałam się, jak zwykle z resztą. Od czasu do czasu wymieniałyśmy się z Hoshino listami, złożonymi w samoloty.
Zaraz po skończonych lekcjach pojechałam do Akiry. Przywitaliśmy zwykłym „czego się szczerzysz szczeżujo?”. Przez chwilę przekomarzaliśmy się, a później pojechaliśmy na wycieczkę rowerową. Na początku to ja prowadziłam, a on siedział na kierownicy, ale kiedy wywróciliśmy się, zarządził zmianę miejsc, tyle że usiadłam z tyłu na bagażniku, a on z przodu (poradził sobie z kimonem bez problemu)wywiózł mnie w nieznaną mi część lasu na jakąś polanę. Zeszłam z roweru z koszykiem trzymanym wcześniej na kolanach. Miałam tam jedzenie kupione wcześniej w sklepie po drodze.
- Masz kocyk albo coś do podłożenia? – spytał.
- Wiedziałam, że czegoś zapomniałam – odpowiedziałam.
- To teraz zdejmij bluzę – wyszczerzył się w moja stronę.
- Chciałbyś – rozejrzałam się dookoła, na rowerze była zawieszona bluza, zdjęłam ją i rozłożyłam na trawie. – Zapraszam – gestem wskazałam prowizoryczny koc.
Uśmiechnął się i usiadł. Nie wiem jakim cudem zmieściliśmy się na nim. Wyjmowałam pojedynczo: kanapki, kompot i sałatki. Zajadaliśmy się smakołykami, żartując. Pod koniec podwieczorku Akira wstał.
- Coś się stało? – spytałam.
- Nic, wszystko w porządku – odpowiedział. – I smaczne też było. Chyba powinniśmy wracać  – spojrzał na mnie. Mina nu nieco zrzędła, w domu i znowu czekała na mnie góra pracy domowej, ale zgodziłam się z nim.
- Ale ty nie dotykasz się do kierownicy – zastrzegł. Podniosłam ręce w obronnym geście.
- Tylko nie bij – wybuchnął śmiechem.
Szybko spakowałam i za chwilę siedziałam na rowerze. Ruszyliśmy z zawrotną prędkością. Przez pół drogi darłam się, a on mnie uciszał. Nie wiem ile zajęło nam dojechanie pod drzewo. Przez chwilę staliśmy w ciszy. Nagle złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę pnia. Położył ją na szorstkiej powierzchni. Poczułam, jak drzewo delikatnie pulsuje. Spojrzałam na niego pytająco.
- W tym drzewie jest moje serce.  Żyję tak długo, jak istnieje to drzewo – wyjaśnił.
Zamknęłam oczy. Biło tak spokojnie, od razu pokochałam to uczucie, które towarzyszyło mi. Czułam jakieś dziwne rozżalenie.
- Masz fajna minę – zaśmiał się.
- Cicho bądź – uciszyłam go, szczerząc się.
- Musisz odrobić lekcje, coś obiecałeś – jęknęłam na jego słowa. Z niechęcią oderwałam się od pnia. Wzięłam od niego rower i pojechałam do domu. Wyminęłam babcię przejściu, weszłam do kuchni i wypiłam otworzony wcześniej sok. Pobiegłam na górę. Odrobiłam lekcje, następnie położyłam się na łóżku. Długo leżałam, wpatrując się w sufit. Myślałam o tym co mi powiedział. Czyli on będzie wyglądał dalej tak samo, wtedy kiedy ja będę stara i przygarbiona. Tak myśląc, usnęłam.
Obudziły mnie ptaki, otworzyłam z niechęcią oczy. Powlokłam się do łazienki.
Wyglądałam lepiej niż wczoraj. Umyłam się, właśnie suszyłam włosy, kiedy do środka zajrzała babcia.
- Wstałaś to dobrze – i już jej nie było. 20 minut później zakładałam buty i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam babcię.
- Weź parasol, bo zapowiadają deszcz i burzę.
Spojrzałam w niebo, miała rację. Po tylu dniach upału przyda się trochę wody. Drogę pokonałam dość szybko. Przy bramie czekała Hoshino. Na mój widok uśmiechnęła się. Weszłyśmy razem do klasy. Dzisiaj wyjątkowo zmobilizowałam się i słuchałam nauczyciela. Na następnej lekcji, japońskim, usłyszałam pierwsze grzmoty. Kilka minut później burza rozszalała się w najlepsze. Nagle rozległ się straszny huk. Spojrzałam w okno i zamarłam na chwilę z przerażenia. Drzewo Akiry płonęło. Zerwałam się z miejsca i wybiegłam. W szalonym tempie pokonałam całą drogę. Zobaczyła go na tle pożaru. Moje przerażenie wzrosło, kiedy zorientowałam się, że on znika.
- Akira! – krzyknęłam z desperacją. Moje łzy mieszały się ze strugami deszczu spływającymi po twarzy. Serce mi pękło, kiedy przemówił.
- Narika masz żyć pełnią życia, śmiać się, kochać, spotykać z przyjaciółmi. Odkąd pojawiłaś się, moje życie, a właściwie egzystencja przestała być nudna. Byłaś jedyną przy której byłem naturalny, prawdziwy. Stałaś się kimś naprawdę ważnym. Dziękuję – uśmiechnął się i podszedł do mnie. Delikatnie pocałował i … zniknął. Miałam wrażenie, że rozpadam się na kawałki. Przez chwilę stałam i patrzyłam w miejsce, gdzie niedawno był Akira. Nie wytrzymałam i krzyknęłam rozdzierająco.
Dni mijały, a czułam jakbym była w letargu. Cały czas nieprzytomna, mało mówna, uśmiech zniknął z mojej twarzy. W końcu Hoshino zagadała do mnie.
- Chłopak cię rzucił? Przepraszam, że tak prosto z mostu. – odpowiedziała jej cisza. Wkurzyła się. – Dobra, masz rację. Najlepiej użalać się nad sobą. Nie wiem co się wydarzyło, ale wiem jedno. Jeżeli cię kochał to nie chciałby, żebyś się tak zamartwiała. Przejrzyj na oczy! – krzyknęła.
- Masz rację. Nie wiesz – odparłam głucho.
- To mi powiedz. Jesteśmy przyjaciółkami. Nie rozumiesz, jak smuci mnie twój opłakany stan? – stwierdziła z wyrzutem.
Opowiedziałam jej. Pominęłam szczegół z drzewem i jak umarł. Wcisnęłam jej jakiś kit z chorobą. Ale efekt był taki sam – zasnął wiecznym snem.
- Słyszałaś jego radę, na pewno byłby smutny, gdyby cię teraz widział. Posłuchaj się jej – teraz mówiła już spokojnie. Przytuliłam się do niej i rozpłakałam w ramię.
Rok później.
Mam teraz siedemnaście lat i jestem w trzeciej klasie liceum. Jak zwykle siedzę i patrzę przez okno. Mam w głębokim poważaniu nauczyciela. Ktoś uderzył mnie w ramię. To mój chłopak. Wyszczerzyłam zęby do niego i odwróciłam się przodem do tablicy. To był ostatni dzień szkoły. Błądziłam wzrokiem po horyzoncie. Moją uwagę przyciągnęło martwe drzewo. Poczułam ukłucie w piersi. Mimo, że minął rok, cały czas jego widok raził mnie.
W końcu zadzwonił dzwonek, a ja niespiesznie pożegnałam ludzi, którzy pomogli mi się podnieść: Hoshino i Reiji. Poszłam tak znana mi drogą. Po pewnym czasie zobaczyłam czarny pień i gałęzie bez liści. Poczułam nostalgię. Dotknęłam pnia i nic. Na szczęście nie śpieszyło mi się do domu, więc usiadłam na ziemi i oparłam się plecami o pień. Po pewnym czasie powieki zaczęły mi ciążyć. Za kilka minut smacznie spałam.
We śnie biegłam ścieżką przez las. Kiedy drzewa się przerzedziły, zobaczyłam Akirę. Uśmiechnęłam się szeroko. Musiał mnie usłyszeć, bo odwrócił się.
- Czego się szczerzysz szczerzujo? – powitał mnie z jeszcze szerszym uśmiechem niż mój. Przytuliłam się do niego.
- Nareszcie przestałaś rozpaczać po mojej śmierci. Teraz mogę odejść w spokoju. Arigato – usłyszałam. Ostatni raz spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz, za chwilę nie było już nikogo.
Obudziłam się. Słońce już zachodziło. Wróciłam do domu szczęśliwa i smutna jednocześnie. Mimo wszystko nadal go kocham.
~ Koniec ~

 Mam nadzieję, że się podobało. Proszę o komentarze :)