To opowiadanie zostało przeze mnie napisane dość dawno. Nie jest to yaoi, tylko zwykłe opowiadanie, ale i tak oddaje je w wasze ręce. Zapraszam :)
Pierwsze moje wspomnienie jest
związane z nim. Ma na imię Akira i jest męską nimfą. Miałam wtedy 4 lata, gdy
spotkaliśmy się po raz pierwszy. Pamiętam, że wtedy przyjechałam do babci na
wakacje. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że wybrałam się z kimś na spacer
i w jakiś niewytłumaczalny sposób zostałam sama. Chociaż po co ja się nad tym
zastanawiam? Fakt, że się zgubiłam, a on znalazł cała zapłakaną w różowej
sukience według niego wyglądałam prze słodko. Zboczuch! Uśmiechnęłam się teraz
lekko. Dwanaście lat temu jawił mi się jako anioł. Majestatyczny, piękny
niewiele ponad osiemnastoletni chłopak. Miał czarne oczy, które lekko
przysłaniała grzywka, wymykająca się z długich, białych, zaplatanych w warkocz,
po prawej stronie włosów. Był ubrany w granatowe, tradycyjne, japońskie kimono.
Mimo nieprzyjemnego spojrzenia uczepiłam się jego ubrania, jak rzep psiego
ogona. Nie miał zbytniego wyboru i odprowadził z powrotem. Zanim odszedł,
powiedział, że następnym razem, jak się spotkamy, zabije mnie. Jakoś się tym
nie przejęłam i przyszłam do niego. Powitał mnie ze sztyletem w dłoni i
spojrzeniu tak lodowatym, że od razu mnie zmroziło. Ale gdy przypomniałam
sobie, co dla mnie zrobił, przestałam się go bać. Musiał biedak pogodzić się z
tym, że będę go odwiedzała każdego dnia.
Mieszkam teraz z babcią, bo moi
rodzice zginęli w wypadku. Nie znam szczegółów. Rok szkolny chyli się ku
końcowi, niestety ja będę musiała chodzić do szkoły wakacyjnej, a to dlatego,
że zapomniałam trzeci raz z rzędu odrobić pracę domową. Przyznam się otwarcie –
byłam u Akiry. Wścieknie się, kiedy się dowie.
Westchnęłam i spojrzałam w
okno. Lekcja języka japońskiego była ostatnia i strasznie mi dłużyła. Jakby
tego było mało trwała susza, której najstarsi Indianie nie pamiętali.
Poczułam, jak ktoś mnie
szarpie.
- Narika! Narika! – moja
przyjaciółka – Hoshino próbowała przywrócić mnie do rzeczywistości. –
Nauczyciel się na ciebie gapi. Zejdź z obłoków!
Spojrzałam w stronę tablicy
oczywiście miała rację. Musiałam zachować chociaż pozory, że słucham. Udało mi
się tylko to przez 5 minut. Skończyło się na tym, że bezczelnie patrzyłam w
okno. Z mojego liceum widać było drzewo Akiry, mieściło się ono w centrum lasu
i górowało nad pozostałymi drzewami.
Z jednej strony cieszyłam się
na spotkanie z nim, a z drugiej nie za bardzo, bo będę musiała mu powiedzieć o
szkole. Wreszcie zadzwonił dzwonek, a ja wypadłam z klasy, bo bałam się, że
zatrzyma mnie nauczyciel. W ekspresowym tempie ubrałam się, pożegnałam i
pobiegłam do Akiry. Kochałam go skrycie od lat. To uczucie odkryłam w
gimnazjum, chyba w drugiej klasie. Zza zakrętu wyłoniło się drzewo i Akira.
Wyglądał pięknie jak zawsze, a moje serce zaczęło szybciej bić na jego widok.
Uśmiechnął się do mnie, a ja do niego.
- Czego się szczerzysz
szczerzujo? – to było nasze tradycyjne powitanie.
- A ty? – odbiłam piłeczkę.
- Ale to tobie zajmuje całą
twarz – mogliśmy sobie tak docinać w nieskończoność, ale musiałam mu powiedzieć
pewną rzecz. Nastała cisza. Stałam i zastanawiałam jak to zrobić.
- Jeżeli chcesz mi coś
powiedzieć to wal prosto z mostu – zachęcił mnie. Patrzyłam przez chwilę na
niego.
- Muszę chodzić do szkoły
wakacyjnej – wydusiłam z siebie w końcu.
- Bo?
- Nie odrobiłam trzy razy z
rzędu pracy domowej – zamknęłam oczy i czekałam, aż zacznie krzyczeć.
- Skoro sama nie potrafisz, to
będziesz odrabiać je przy mnie – zaskoczył mnie. Byłam pewna, że będzie się na
mnie wydzierał. Kiedy dotarło do mnie co to oznacza, jęknęłam.
- Teraz będę odrabiała. To
obietnica – próbowałam go przekonać.
- Paluszkowa? – czasami
zachowywał się jak dziecko, co dodawał mu uroku. Zgodziłam się na nią i
chwyciłam jego mały palec, który wystawił chwilę temu. Reszta popołudnia
zleciała nam na robieniu wianków i
rozmowie. Śpiewałam nawet piosenki, ale mu w przeciwieństwie do mnie słoń nie
nadepnął na ucho, więc nie wytrzymał i kazał mi się przymknąć. Później oboje
nabijaliśmy się ze mnie i mojego słuchu, a raczej jego braku. Pożegnałam się z
nim nieco wcześnie niż normalnie, bo musiałam w końcu odrobić pracę domową. W
domu zastałam jak zwykle niezadowolona babcię, że znowu wracam tak późno. Niby
nic z tego sobie nie robiłam, ale mimo wszystko zabolało. Zjadłam szybko
kolację i poszłam odrabiać lekcje. Marnie mi to szło, a pogoda nie ułatwiała
tego. Pod koniec ogarnęła mnie chęć nie do pokonania, aby oddać się w ramiona
Morfeusza. Przyśnił mi się Akira w całej swojej nieziemskiej okazałości. Zrobił
we śnie coś , czego nie zrobiłby w realu – mianowicie pocałował mnie. Ten przemiły
moment przerwała babcia, budząc o poranku do szkoły. Całą noc przespałam na
biurku, w rezultacie wszystko mnie boli. Na policzku miałam czerwony ślad po
zeszycie. Kiedy stanęłam przed lustrem, przeraziłam się na widok stanu moich
długich, kręconych włosów. Potargane w niektórych miejscach tworzyły kołtun nie
do rozczesania. Super musiałam je umyć. Przetarłam opuchnięte, piwne oczy i
poczłapałam do łazienki, która mieściła się obok pokoju, który już jakiś czas
wynajmowałam, ale nigdy nie uważałam za swój. Umycie i wysuszenie ich zajęło mi
sporo czasu, dlatego w pośpiechu zjadłam śniadanie, a do szkoły wzięłam rower.
Gdy weszłam do sali, nauczyciela nie było, więc znowu odpłynęłam w marzenia.
Dzisiaj nauczyciel w związku z tym, że odrobiłam pracę domową, pochwalił mnie
przy całej klasie. Chciałabym, przez cały czas odnosił się do tego
sarkastycznie, niemal szyderczo. Podobnie zachowywali się inni. Przynajmniej
dotrzymałam słowa danego Akirze i z tego jestem dumny. Hoshino przez cały dzień
próbowała do mnie dotrzeć, ale ja nie mogłam powstrzymać się od myślenia o
nimfie.
- Zakochałaś się, że chodzisz z
głową w chmurach? – jej głos przebił się do mojego umysłu. Spojrzałam na nią.
Właśnie siedziałyśmy na dachu na przerwie obiadowej. – A! Mam rację. Więc kto
to?
- Dlaczego zakładasz, że … -
nie dokończyłam, bo mi przerwała.
- To jasne jak słońce. Więc? –
uniosłam brew. Wiedziałam, że nie odpuści, dlatego opowiedziałam o Akirze, ale
pominęłam jeden szczegół – to że on jest nimfą.
- Hmm. Zobaczę go kiedyś? –
spytała.
- Nie, bo on mieszka w innym
mieście.
- Szkoda – miała trochę
zawiedzioną minę, ale nie mogłam spełnić jej prośby.
Resztę przerwy przesiedziałyśmy
w ciszy. Na lekcjach nie wyróżniałam się, jak zwykle z resztą. Od czasu do
czasu wymieniałyśmy się z Hoshino listami, złożonymi w samoloty.
Zaraz po skończonych lekcjach
pojechałam do Akiry. Przywitaliśmy zwykłym „czego się szczerzysz szczeżujo?”.
Przez chwilę przekomarzaliśmy się, a później pojechaliśmy na wycieczkę
rowerową. Na początku to ja prowadziłam, a on siedział na kierownicy, ale kiedy
wywróciliśmy się, zarządził zmianę miejsc, tyle że usiadłam z tyłu na
bagażniku, a on z przodu (poradził sobie z kimonem bez problemu)wywiózł mnie w
nieznaną mi część lasu na jakąś polanę. Zeszłam z roweru z koszykiem trzymanym
wcześniej na kolanach. Miałam tam jedzenie kupione wcześniej w sklepie po
drodze.
- Masz kocyk albo coś do
podłożenia? – spytał.
- Wiedziałam, że czegoś
zapomniałam – odpowiedziałam.
- To teraz zdejmij bluzę –
wyszczerzył się w moja stronę.
- Chciałbyś – rozejrzałam się
dookoła, na rowerze była zawieszona bluza, zdjęłam ją i rozłożyłam na trawie. –
Zapraszam – gestem wskazałam prowizoryczny koc.
Uśmiechnął się i usiadł. Nie
wiem jakim cudem zmieściliśmy się na nim. Wyjmowałam pojedynczo: kanapki,
kompot i sałatki. Zajadaliśmy się smakołykami, żartując. Pod koniec
podwieczorku Akira wstał.
- Coś się stało? – spytałam.
- Nic, wszystko w porządku –
odpowiedział. – I smaczne też było. Chyba powinniśmy wracać – spojrzał na mnie. Mina nu nieco zrzędła, w
domu i znowu czekała na mnie góra pracy domowej, ale zgodziłam się z nim.
- Ale ty nie dotykasz się do
kierownicy – zastrzegł. Podniosłam ręce w obronnym geście.
- Tylko nie bij – wybuchnął
śmiechem.
Szybko spakowałam i za chwilę
siedziałam na rowerze. Ruszyliśmy z zawrotną prędkością. Przez pół drogi darłam
się, a on mnie uciszał. Nie wiem ile zajęło nam dojechanie pod drzewo. Przez
chwilę staliśmy w ciszy. Nagle złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę pnia.
Położył ją na szorstkiej powierzchni. Poczułam, jak drzewo delikatnie pulsuje.
Spojrzałam na niego pytająco.
- W tym drzewie jest moje
serce. Żyję tak długo, jak istnieje to
drzewo – wyjaśnił.
Zamknęłam oczy. Biło tak
spokojnie, od razu pokochałam to uczucie, które towarzyszyło mi. Czułam jakieś
dziwne rozżalenie.
- Masz fajna minę – zaśmiał
się.
- Cicho bądź – uciszyłam go,
szczerząc się.
- Musisz odrobić lekcje, coś
obiecałeś – jęknęłam na jego słowa. Z niechęcią oderwałam się od pnia. Wzięłam
od niego rower i pojechałam do domu. Wyminęłam babcię przejściu, weszłam do
kuchni i wypiłam otworzony wcześniej sok. Pobiegłam na górę. Odrobiłam lekcje,
następnie położyłam się na łóżku. Długo leżałam, wpatrując się w sufit.
Myślałam o tym co mi powiedział. Czyli on będzie wyglądał dalej tak samo, wtedy
kiedy ja będę stara i przygarbiona. Tak myśląc, usnęłam.
Obudziły mnie ptaki, otworzyłam
z niechęcią oczy. Powlokłam się do łazienki.
Wyglądałam lepiej niż wczoraj.
Umyłam się, właśnie suszyłam włosy, kiedy do środka zajrzała babcia.
- Wstałaś to dobrze – i już jej
nie było. 20 minut później zakładałam buty i już miałam wychodzić, kiedy
usłyszałam babcię.
- Weź parasol, bo zapowiadają
deszcz i burzę.
Spojrzałam w niebo, miała
rację. Po tylu dniach upału przyda się trochę wody. Drogę pokonałam dość
szybko. Przy bramie czekała Hoshino. Na mój widok uśmiechnęła się. Weszłyśmy
razem do klasy. Dzisiaj wyjątkowo zmobilizowałam się i słuchałam nauczyciela.
Na następnej lekcji, japońskim, usłyszałam pierwsze grzmoty. Kilka minut
później burza rozszalała się w najlepsze. Nagle rozległ się straszny huk.
Spojrzałam w okno i zamarłam na chwilę z przerażenia. Drzewo Akiry płonęło.
Zerwałam się z miejsca i wybiegłam. W szalonym tempie pokonałam całą drogę.
Zobaczyła go na tle pożaru. Moje przerażenie wzrosło, kiedy zorientowałam się,
że on znika.
- Akira! – krzyknęłam z
desperacją. Moje łzy mieszały się ze strugami deszczu spływającymi po twarzy.
Serce mi pękło, kiedy przemówił.
- Narika masz żyć pełnią życia,
śmiać się, kochać, spotykać z przyjaciółmi. Odkąd pojawiłaś się, moje życie, a
właściwie egzystencja przestała być nudna. Byłaś jedyną przy której byłem
naturalny, prawdziwy. Stałaś się kimś naprawdę ważnym. Dziękuję – uśmiechnął
się i podszedł do mnie. Delikatnie pocałował i … zniknął. Miałam wrażenie, że
rozpadam się na kawałki. Przez chwilę stałam i patrzyłam w miejsce, gdzie
niedawno był Akira. Nie wytrzymałam i krzyknęłam rozdzierająco.
Dni mijały, a czułam jakbym
była w letargu. Cały czas nieprzytomna, mało mówna, uśmiech zniknął z mojej
twarzy. W końcu Hoshino zagadała do mnie.
- Chłopak cię rzucił?
Przepraszam, że tak prosto z mostu. – odpowiedziała jej cisza. Wkurzyła się. –
Dobra, masz rację. Najlepiej użalać się nad sobą. Nie wiem co się wydarzyło,
ale wiem jedno. Jeżeli cię kochał to nie chciałby, żebyś się tak zamartwiała.
Przejrzyj na oczy! – krzyknęła.
- Masz rację. Nie wiesz –
odparłam głucho.
- To mi powiedz. Jesteśmy
przyjaciółkami. Nie rozumiesz, jak smuci mnie twój opłakany stan? – stwierdziła
z wyrzutem.
Opowiedziałam jej. Pominęłam
szczegół z drzewem i jak umarł. Wcisnęłam jej jakiś kit z chorobą. Ale efekt
był taki sam – zasnął wiecznym snem.
- Słyszałaś jego radę, na pewno
byłby smutny, gdyby cię teraz widział. Posłuchaj się jej – teraz mówiła już
spokojnie. Przytuliłam się do niej i rozpłakałam w ramię.
Rok później.
Mam teraz siedemnaście lat i
jestem w trzeciej klasie liceum. Jak zwykle siedzę i patrzę przez okno. Mam w
głębokim poważaniu nauczyciela. Ktoś uderzył mnie w ramię. To mój chłopak.
Wyszczerzyłam zęby do niego i odwróciłam się przodem do tablicy. To był ostatni
dzień szkoły. Błądziłam wzrokiem po horyzoncie. Moją uwagę przyciągnęło martwe
drzewo. Poczułam ukłucie w piersi. Mimo, że minął rok, cały czas jego widok
raził mnie.
W końcu zadzwonił dzwonek, a ja
niespiesznie pożegnałam ludzi, którzy pomogli mi się podnieść: Hoshino i Reiji.
Poszłam tak znana mi drogą. Po pewnym czasie zobaczyłam czarny pień i gałęzie
bez liści. Poczułam nostalgię. Dotknęłam pnia i nic. Na szczęście nie śpieszyło
mi się do domu, więc usiadłam na ziemi i oparłam się plecami o pień. Po pewnym
czasie powieki zaczęły mi ciążyć. Za kilka minut smacznie spałam.
We śnie biegłam ścieżką przez
las. Kiedy drzewa się przerzedziły, zobaczyłam Akirę. Uśmiechnęłam się szeroko.
Musiał mnie usłyszeć, bo odwrócił się.
- Czego się szczerzysz
szczerzujo? – powitał mnie z jeszcze szerszym uśmiechem niż mój. Przytuliłam
się do niego.
- Nareszcie przestałaś
rozpaczać po mojej śmierci. Teraz mogę odejść w spokoju. Arigato – usłyszałam.
Ostatni raz spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz, za chwilę nie było już
nikogo.
Obudziłam się. Słońce już
zachodziło. Wróciłam do domu szczęśliwa i smutna jednocześnie. Mimo wszystko
nadal go kocham.
~ Koniec ~
Mam nadzieję, że się podobało. Proszę o komentarze :)